Kolekcjonerskie motto

"Trzeba marzyć tak, jakby się miało żyć całą wieczność i żyć tak, jakby się miało umrzeć jutro." [James Dean (1931-1955)]

25 sty 2013

Solinotes cz.3 - Musc i cz.4 - Mûre

Dojrzałam do krótkich notatek na temat kolejnych jednonutowców Arno Sorel.
Zostawiłam na koniec dwa zapachy, które nie zachwyciły mnie tak bardzo, jak opisywane wcześniej Patchouli i Ambre.

Trzecią przetestowaną nutką jest Musc - czyli piżmo.
Tu w mydlanym wydaniu, bez dodatków kwiatowych, bez cielesnego akcentu; czyste, lekkie, syntetyczne piżmo.



Czwarte w kolejce były jeżyny - Mûre.
One spodobały mi się najmniej. Od pierwszego 'niucha' czujemy plastikowe owoce.
Z początku lekko kwaskowate, później trochę słodsze, niestety, wciąż plastikowe.


Daleko im do cierpkich, soczystych owoców rwanych prosto z krzaka :(((



Ale co ciekawe, jeżyny całkiem dobrze komponują się w miksie z piżmem.
Nutki nałożone na siebie tracą sztuczność, pokazują noszącemu całkiem nowe oblicze. Połączone 'podbijają' swoje najlepsze cechy: kwaskowatość jeżyn i pudrowość piżma.




Obecnie nie noszę ich praktycznie wcale [denko, wiadomo ;)], ale na wiosnę, na niezobowiązujące okazje np. wyjście z dzieckiem do piaskownicy czy dzień prasowania, będą jak znalazł :D

Arno Sorel, 2010 
Solinotes Musc nuty: piżmo;
Solinotes Mûre nuty: jeżyny.


[Zdjęcie jeżyn znalazłam na stronie sklepu Dehner;
pozostałe zdjęcia mojego autorstwa]

24 sty 2013

"Projekt denko"

Naszło i mnie.
Zaraza rozprzestrzenia się w błyskawicznym tempie :D
Blogerki kosmetyczne prześcigają się w wykańczaniu zalegających zapasów, niechcianych prezentów czy nietrafionych zakupów. Zużywają "do dna" i cieszą się z możliwości napoczęcia nowego opakowania.

U mnie nie o kosmetykach będzie (wiadomo), tylko o perfumach.
Wspominałam niedawno TU, jaką frajdę sprawiło mi pożegnanie kolejnego flakonika z końcówką perfum i przestawienie go na kolekcyjną półkę ;)

Tak będzie to mniej więcej w magdulenkowni wyglądało - będę starała się wypsikać do dna końcówki perfum:
* schowanych z sentymentu,
* schowanych, bo szkoda używać,
* schowanych, bo pewnie już nigdy takich samych nie kupię....

Na dobry początek wyciągnęłam 5-ciu skazańców:


Wyliczając od lewej
1. Carla Fracci - Giselle
2. Armand Basi - In Red EdT
3. Guerlain - Coriolan
4. Etat Libre d'Orange - Antihéros
5. Azzaro - Visit for women

Każdy z tych zapachów lubię, choć każdy jest inny. Z każdym wiąże się jakaś miła historyjka.
Ale zajmują miejsce w perfumeryjnej komodzie i muszą w końcu odejść. Sentymenty na bok!


Na koniec chwalę się flakonami zużytymi w przeciągu ostatnich 2-3 miesięcy:



Znów od lewej
1. Gres - Cabotine 
2. Demeter - Christmas Tree
3. Ralph Lauren - Safari 
4. Comme des Garcons - 2 Silver Words
5. Yves Saint Laurent -  Cinema Festival d'Ete
6. Banana Republic - Rosewood
7. Vivienne Westwood - Libertine
8. Torrente - L'or Rouge
9. Marc Jacobs - Bang
10. Chopard - Happy Spirit Elixir d'Amour 

Spory sukces, prawda?








11 sty 2013

Odrobina prywaty na koniec tygodnia :)

Dziś jest jeden z tych Wyjątkowych Dni w roku.
Świetujemy z szanownym Małżonkiem kolejną rocznicę ślubu....
Po tylu burzach, po tak wielu trudnościach - jest co świętować!

I w tym miejscu (bo wiem, że czasem bloga podczytuje ;) ) chciałabym mu podziękować.
Za każdy dobry dzień.
Za każdą godzinę radości.
Za każdą sekundę szczęścia.





"Czasami, kiedy pomyślę sobie o tym wszystkim co mam, 
muszę się uszczypnąć, aby się upewnić, że nie śnię. 
To dlatego, że miłość do Ciebie jest najpiękniejszą rzeczą, 
jaka mnie kiedykolwiek spotkała."

8 sty 2013

Odrobina wiosny...

w środku zimy :)

Za oknami słońce, temperatura wskazuje porę roku zupełnie inną niż kalendarz, a ja mam grypę stulecia :(

Postanowiłam więc poprawić sobie humor (tzn. poprawiałam go sobie już od kilku dni)
i 'wykończyłam' jeden z moich ulubionych wiosennych zapachów. Odnajdujecie w tym zdaniu sprzeczność?? Zupełnie niepotrzebnie. Dla mnie każdy wykończony flakon = radość, bo butelka trafia na kolekcyjną półeczkę ;)



Moim poprawiaczem humoru był Boudoir Sin Garden od Vivienne Westwood.
Wariacja leżąca miliony lat świetlnych od klasyka, ale za to idealna na wiosenny czy letni czas.



BSG przenosi mnie wraz z każdym uruchomieniem atomizera do pięknego angielskiego ogrodu, gdzie własnie wstaje poranek w pierwszy ciepły dzień wiosny, gdzie przyroda przebudzona z zimowego snu 'wybucha' feerią barw i zapachów. Gdzie siadam w wilgotnej jeszcze od rosy trawie, odpływam myślami daleko, a natura podszeptuje nazwy kwitnących kwiatów....
Na początku frezja w najjaśniejszym kolorze, intensywna i upajajaca, podkręcona świetlistymi aldehydami i doprawiona zadziornym różowym pieprzem, później fiołek o aksamitnych płatkach, delikatny i czarujący, dalej irys z heliotropem w pudrowym tumanie, na koniec ziemisty mech dębowy i kremowy sandałowiec, delikatnie dosłodzony ambrową żywicznością i ugładzony cielistym piżmem.
Piękno.
Zielone, żywe piękno.
Żegnam cię wiosno, mam nadzieję, że nie na długo ;)



Perfumy te polecam miłośnikom świeżych, kwiatowaych woni.
A odradzam fanom klasycznego Boudoir - bo to zupełnie inna bajka.


Przy tworzeniu kompozycji pracowała wraz z Marie Salamagne (Firmenich) sama Vivienne Westwood.


Rok powstania: 2007
Nos: Marie Salamagne
Nuty zapachowe:
głowy - aldehydy, frezja, różowy pieprz
serca - heliotrop, fiołek, irys
bazy - piżmo, ambra, mech dębowy, sandałowiec



[Zdjęcia:
1 i 3 - z domowego archiwum,
2 - fotka reklamowa BSG]