Puma - Woman Limited Edition i Salvador Dali - Sea & Sun in Cadaques.
Oba zapachy powstały w roku 2006 i oba miały być w podobnym lekkim, wakacyjnym klimacie.
Ale....
Pojawia się to przebrzydłe ale ;)
Tak jak Salvador Dali S&S jest trwały i przyjemny, tak Puma WLE jest nietrwała i bylejaka.
S&S wprawia w radosny nastrój i jest miłym towarzystwem dla nosiciela, a Puma drażni, przeszkadza, powoduje natychmiastową potrzebę 'prysznicowania'.
Przyznam się Wam szczerze, że ja bardzo lubię perfumy :D
Wszelkie! Odnajduję się w wielu kategoriach zapachowych, przy testach nie poddaję się łatwo, nawet brzydkim (dla mnie) zapachom daję niezliczone szanse, jeśli tylko sa ciekawe.
A Puma niestety nie jest. Zawiodła w tym przypadku na całej linii.
Nie chcę krytykować tu wszystkich produktów Pumy, [bo kilka wytworów tej firmy lubię ;)
ale o nich innym razem], tylko ten jeden niewydarzony egzemplarz, który miałam "przyjemność" przetestować.
Teraz już przechodzę do rzeczy:
Salvador Dali - Sea & Sun in Cadaques - porzeczkowo-cytrusowe otwarcie śmieje się do nas całą gębą, z dalekim podtekstem morelowej skórki. Jest owocowo: wiadomo, pora kompotów, ciast, sorbetów. Początkowo jest naprawdę apetycznie :)
Uwalniające się po chwili nuty wodne i kwiatowe rozmywają kompozycję, tworzą wrażenie mokrych pociągnieć pędzla, jak w akwareli. Zapach mimo to jest lekki i harmonijny.
Baza płynnie łączy się z tu sercem: dochodzą nuty drzewne (cedrowe i mszyste) i delikatnie cieliste, czyste piżmo. Jak na letnią wodę trwałość na plus, cztery do pięciu godzin.
Rok produkcji: 2006
Nos: Michel Almairac
Nuty zapachowe:
głowy: kumkwat, morela, czarna porzeczka;
serca: frezja, lotus, lilia wodna;
bazy: nuty drzewne, ambra, piżmo.
Natomiast Puma - Woman Limited Edition, to jakieś kompozycyjne nieporozumienie :(
No niby czuję cytrusy na słodko w otwarciu. I niby dalej pokazuje się coś kwiatowego. I chyba to ma piżmową bazę.... Chyba, bo z tej mieszaniny syntetycznych składników ciężko mi cokolwiek wyłowić. Sztuczność i nijakość do kwadratu. Trwałość ma znikomą, ale w tym przypadku to zaleta, prawda? ;]
No niby czuję cytrusy na słodko w otwarciu. I niby dalej pokazuje się coś kwiatowego. I chyba to ma piżmową bazę.... Chyba, bo z tej mieszaniny syntetycznych składników ciężko mi cokolwiek wyłowić. Sztuczność i nijakość do kwadratu. Trwałość ma znikomą, ale w tym przypadku to zaleta, prawda? ;]
Puma - Woman Limited Edition:
Rok produkcji: 2006
Nuty zapachowe:
głowy: mandarynka, yuzu;
serca: jaśmin, lotus;
bazy: ambra, piżmo.
[Zdj. mojego autorstwa, z 'rodzinnego' albumu]
Nieskończone szanse mówisz? Uuuu to ja nie mam tyle cierpliwości, 3-4 testy, z przerwą w różnych porach roku i koniec. Zwłaszcza gdy mam flaszkę bo próbki to czekają i czekają..
OdpowiedzUsuńA mnie tylko szara Puma się podobała, z tych obecnie dostępnych nic jakos mi się nie podoba,aa i jeszcze Jamaica- przyzwoita była:)
Dotarła flaszka? Ty jesteś już, czy jeszcze w domku?
Skarbku, pewnie nie 'nieskończone', ale wiele, wiele....
OdpowiedzUsuńW domu będę od piątku i dopiero wtedy dam znać, bo moja mam, już się pogubiła :D
aaaa to dobrze, bo Ty mi wtedy pisałaś "idę się pakować" i się bałam że może za późno wysyłam, ale jak tak , to wszystko ok:)
OdpowiedzUsuńHi, hi próbki pakowałam od razu, żeby nie zapomnieć :D
OdpowiedzUsuńSiebie to będę dziś i jutro pakować, wieczorem wyjazd. Uff...
Puma kontra Salvador? Wyobraziłam sobie to starcie. Dosłownie. Salvador nie żyje, więc... ;)))
OdpowiedzUsuńA poważnie, zapachy sygnowane nazwiskiem Dali bywają różne, ale rzeczywiście mam wrażenie, ze taniochy do tych flakoników nie leją. Nawet jeśli nie mój (czasem skrajnie nie mój) to zapach pachnie jak perfumy, a nie jak sztucznie aromatyzowane... Coś. :)
Hej, wytypowałam Cię do dziwnej nieco, ale chyba fajnej zabawy. Zapraszam tu: http://sabbathofsenses.blogspot.com/2011/06/jak-mieszkaja-moje-kosmetyki.html
OdpowiedzUsuń